„Marzyłaś kiedyś o ulepszonej wersji siebie? Młodszej, piękniejszej, bliższej ideału?” – pyta odbiorców tajemnicza osoba w zwiastunie najnowszej produkcji z Demi Moore w roli głównej. 20 września na ekrany kin w Polsce zawitał kontrowersyjny film o nazwie „Substancja”. Jestem pewna, że będziecie o nim myśleć jeszcze przez pewien czas po wyjściu z sali kinowej.
Wprowadzenie do filmu – o czym właściwie mowa?
Główna bohaterka Elisabeth Sparkle to uwielbiana przez telewidzów trenerka fitness, która prowadzi autorski program w telewizji. Przychodzi jednak dzień, w którym szef zwalnia ją z powodu jej wieku oraz braku młodzieńczego wyglądu. Kobieta zaczyna popadać w kompleksy, gdy przez przypadek słyszy rozmowę telefoniczną swojego byłego pracodawcy z jego asystentką. Mężczyzna wydaje jej polecenie, by odnalazła zastępczynię Elisabeth. Wytyczne są proste: ma być młoda, sexy i wesoła. Niedługo później Sparkle znajduje ogłoszenie w gazecie, z którego dowiaduje się, że poszukiwany jest ktoś na jej miejsce.
Ostrzegam: film nie jest dla każdego widza
Warto zacząć od tego, że film nie jest dla każdego. „Substancja” przypisana jest do gatunku horroru i sci-fi, więc z pewnością część widzów, w tym również samych fanów Demi Moore, podaruje sobie jego obejrzenie. Czego więc można spodziewać się na ekranie? Osoby wrażliwe muszę uprzedzić, że mnóstwa krwi oraz scen ukazujących iniekcję. Stojąc w kolejce do zakupu biletu usłyszałam kilka zdań, które pracownica kina wypowiedziała do prawdopodobnie jednego z klientów. Oto co powiedziała:
„Niektórzy nawet wychodzą w trakcie trwania „Substancji”. Film jest opisany jako horror, ale nie jest horrorem.”
Następnie mężczyzna rozmawiający z kasjerką odsunął się i przyszła moja kolej. Myślę, że nie muszę Wam opisywać uśmiechu kasjerki, który pojawił się na jej twarzy, gdy usłyszała: „Poproszę bilet na „Substancję””.
Osobiście uważam, że film jest bardziej krwawym thrillerem niż horrorem. Skategoryzowanie go jako horror może być jednak swego rodzaju ostrzeżeniem dla mało odpornych na drastyczne sceny odbiorców.
Moja interpretacja – co chcą powiedzieć nam twórcy?
Twórcy przez zbliżenia na ujęcia z Harveyem pokazują nam kto najczęściej dyktuje trendy w przemyśle rozrywkowym. To ludzie oczekujący od innych bycia perfekcyjnymi i idealnymi, a jednocześnie sami niedbający o siebie, o swoją aparycję i zachowujący się jak prostacy. To właśnie za sprawą swojego pracodawcy Elisabeth decyduje się sięgnąć po tytułową substancję. Harvey przekonuje ją, że po przekroczeniu pięćdziesięciu lat staje się kompletnie nieatrakcyjna dla obserwatorów show-biznesu, którzy oczekują świeżości. Słowa te tak zapadają jej w pamięć, że za nic ma komplementy od starego znajomego, który mimo upływu lat stale uważa ją za najpiękniejszą kobietę chodzącą po ziemi. To jej nie wystarcza. Ona pragnie być wielbiona przez tłumy, a nie być szczerze doceniana przez jedną osobę. Nie docierają do niej również słowa lekarza, który oznajmia, że jego żona jest jej fanką.
Kobieta mimo informacji, że eksperyment możliwy jest tylko raz, nie godzi się na to i poddaje mu się wielokrotnie. Świadczy to o tym, że zachłysnęła się swoim nowym wyglądem i aprobatom ze strony społeczeństwa. W końcu nadchodzi moment, w którym nie cofa się już przed niczym, bo nie ma zamiaru zaprzepaścić tego co ma. Co prawda przychodzi zwątpienie i chęć powrotu do dawnej codzienności, ale nie trwa to długo. To scena, w której Elisabeth jest umówiona na spotkanie w restauracji. Finalnie Sparkle na ostatnią chwilę przed wyjściem decyduje się pozostać jednak w domu.
Zacięty pojedynek Sparkle i Sue odbieram jako walkę samej ze sobą. W pewnej chwili postać grana przez Demi Moore przegrywa tę batalię, traci cenny umiar i jakaś część jej po prostu umiera. Zawierza, że jej autentyczna i naturalnie starzejąca się wersja nic już nie wskóra w dzisiejszych czasach, więc wybiera – według niej – lepszą i młodszą wersję siebie.
Nie tak to miało wyglądać… czyli czego dowiadujemy się z zakończenia filmu
Jakie są skutki tego wszystkiego? Niestety opłakane. Kobieta nie tylko zatraciła samą siebie, ale ingeruje w swoją urodę do tego stopnia, że oszpeca się i nie przypomina już siebie również z wyglądu. Ludzie, którzy doprowadzili ją do tego stanu, zaczynają postrzegać ją jako potwora. Są przerażeni jej wyglądem oraz natychmiast odcinają się od jej osoby. Można więc zadać sobie pytanie: po co jej to było?
Trzeba przyznać, że zaangażowanie byłej partnerki Ashtona Kutchera do roli kobiety upiększającej się jest dość ciekawym rozwiązaniem. Nie od dziś spekuluje się, że gwiazda Hollywood przeszła szereg zabiegów medycyny estetycznej. Można by wysnuć tezę, że wybór nie padł na przypadkową osobę. Może właśnie taki był zamysł: aktorka przestrzega przed nadmiernym poprawianiem urody, bo z autopsji wie, że może to przynieść efekt odwrotny od zamierzonego.
Podsumowanie oraz ocena produkcji
Twórcy „Substancji” nie lukrują rzeczywistości. Film ukazuje brutalność show-biznesu, zgubne wzorce i stereotypy kreowane przez ludzi istniejących w tej branży, a ponadto tragiczne konsekwencje, jakie niesie za sobą podporządkowywanie się szkodliwym standardom promowanym i funkcjonującym w przestrzeni publicznej. „Substancja” traktuje o potrzebie akceptacji, o problemach z samooceną oraz o samotności. Pokazuje wewnętrzną walkę kobiety wykluczonej z życia zawodowego, której usiłuje się wmówić, że ze względu na wiek i swój wygląd traci własną wartość. Elisabeth chce zażyć substancję, by choć na chwilę znowu zaznać upragnionego życia. Chce znowu poczuć się chciana i kochana przez innych.
Zaraz po zakończeniu seansu biłam się z myślami jaką ocenę przyznać filmowi. Początkowo sądziłam, że zasługuje na 10/10, jednak ostatnie 25-30 minut „Substancji” powoduje, że muszę odebrać jej jedną gwiazdkę. Pod koniec film zamienia się w krwawą sieczkę niczym z filmów Quentina Tarantino. Rozumiem zabawę konwencją, ale do mnie to nie trafia. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja otrzymuje ode mnie solidne 9/10 oraz dodaję ją do ulubionych. Film powinien zobaczyć każdy, bez wyjątku. Wiem jednak, że nie wszyscy zdecydują się go obejrzeć. Gdyby nie ilość krwi na ekranie, ten świetny film z trafnym morałem byłby bardziej przystępny dla wrażliwszych widzów.